W Polsce obowiązuje przepis, który miał uczynić nasze drogi bezpieczniejszymi: pieszy ma pierwszeństwo nie tylko na pasach, ale i w momencie, gdy dopiero na nie wchodzi. W teorii brzmi to rozsądnie — w praktyce jednak bywa śmiertelnie niebezpieczne. Z perspektywy kierowcy zawodowego wygląda to zupełnie inaczej niż z punktu widzenia osoby piszącej przepisy zza biurka.
Przepisy pisane na kolanie
Od lat kierowcy zawodowi powtarzają, że wiele polskich przepisów jest oderwanych od rzeczywistości. Tworzone są przez ludzi, którzy nigdy nie siedzieli za kierownicą ciężarówki, a często nawet nie mają pojęcia, jak wygląda realny ruch drogowy.
Z perspektywy zawodowego kierowcy widać jasno: ustawodawca potrafi dać pierwszeństwo każdemu – pieszym, rowerzystom, hulajnogom – jakby chciał, żeby młodzież sama się eliminowała z dróg.
Brzmi ostro? Niestety, taka jest prawda.
W normalnych krajach, zanim wprowadzi się zmianę w kodeksie, najpierw przez lata prowadzi się kampanie edukacyjne i uczy zachowań drogowych od najmłodszych lat. W Polsce zrobiono odwrotnie — najpierw dano pierwszeństwo, a dopiero później zaczęto tłumaczyć, co to w ogóle znaczy.
Efekt? Ludzie chodzą po drogach z przekonaniem, że przepis ochroni ich życie. A kierowcy zawodowi codziennie widzą, że to złudzenie potrafi kosztować naprawdę drogo.
Martwe pole – słowo, którego piesi nie znają
Kierowcy ciężarówek dobrze wiedzą, czym jest martwe pole. Piesi – już niekoniecznie. A to właśnie tu zaczyna się największy problem. Dziecko idące z telefonem w ręku, rowerzysta przecinający przejście bez spojrzenia w bok, albo użytkownik hulajnogi wjeżdżający z chodnika prosto pod naczepę – to codzienność.
Z kabiny kierowcy 40-tonowego zestawu wygląda to zupełnie inaczej. Kierowca, nawet jadąc z prędkością 30 km/h, potrzebuje kilku sekund, by zareagować. Ale jeśli pieszy wchodzi tuż przed maskę – często nie ma już żadnej reakcji, która mogłaby coś zmienić.
Kampanie, które nikt nie ogląda
Od lat słyszymy o „milionowych kampaniach” na rzecz bezpieczeństwa pieszych. Plakaty, spoty w telewizji, konferencje, hasła o empatii i rozwadze. Ale czy ktoś naprawdę wierzy, że młodzież ogląda dziś telewizję?
Większość społeczeństwa przeniosła się do internetu — i tam powinny być prowadzone prawdziwe kampanie edukacyjne. Tymczasem państwo wciąż wydaje pieniądze na spoty, które mają oglądalność porównywalną z godziną ciszy w eterze.
Problem nie leży w braku kampanii, ale w ich formie i miejscu przekazu. Dziś edukacja pieszych musi się odbywać w social mediach — krótkie filmy, przykłady z kabiny ciężarówki, pokazujące, jak wygląda martwe pole i jak łatwo zniknąć z pola widzenia kierowcy TIR-a.
Mimo wszystko nie można wrzucać wszystkiego do jednego worka. Zdarzają się naprawdę dobre kampanie, które potrafią trafić w sedno — jak choćby Truckers Life z udziałem Raptus’a MG kierowcy zawodowego. To przykłady działań z głową, robionych przez ludzi, którzy wiedzą, jak wygląda rzeczywistość na drodze. Problem w tym, że takie kampanie trafiają niestety do bardzo wąskiego grona odbiorców — głównie kierowców zawodowych, którzy i tak doskonale wiedzą, jak wygląda martwe pole czy odpowiedzialność za tonę stali pod nogami.
A przecież to właśnie takie materiały powinny oglądać dzieci w szkołach, już od najmłodszych lat, a nawet w przedszkolach. To też coś, co powinno być obowiązkową częścią kursów na kategorię B czy A – żeby przyszli kierowcy rozumieli, jak wygląda droga z perspektywy kabiny ciężarówki, a nie tylko zza kierownicy osobówki.
Liczby, które pokazują skalę
Według oficjalnych danych Komendy Głównej Policji oraz Obserwatorium BRD, w Polsce w ostatnich latach sytuacja pieszych nie wygląda najlepiej.
W latach 2017–2023 odnotowano łącznie:
-
ok. 41 tysięcy wypadków z udziałem pieszych,
-
ponad 3 tysiące ofiar śmiertelnych,
-
około 17 tysięcy rannych tylko na przejściach dla pieszych.
Choć liczba wypadków maleje, tragedii nadal jest zbyt wiele. Dla porównania:
-
w 2017 roku na przejściach dla pieszych zginęło 259 osób,
-
w 2023 roku – 132 osoby,
-
a w 2024 roku – 428 osób zginęło w ogóle w zdarzeniach z udziałem pieszych.
To wciąż dramatycznie dużo, biorąc pod uwagę, że połowa tych wypadków dzieje się na oznakowanych przejściach.
Teoria kontra rzeczywistość
W przepisach wszystko wygląda idealnie. Ale w rzeczywistości:
-
pieszy wchodzi na przejście, często wpatrzony w ekran smartfona,
-
rowerzysta przejeżdża z chodnika bez patrzenia w bok,
-
hulajnoga elektryczna porusza się z prędkością 25 km/h, wjeżdżając prosto pod kabinę ciężarówki.
Kierowca zawodowy, mimo pełnej koncentracji, ma fizyczne ograniczenia: masa pojazdu, długość zestawu, czas reakcji i ograniczona widoczność. Przepisy jednak nie robią tu żadnej różnicy – kierowca odpowiada tak samo, jakby prowadził osobówkę.
To trochę tak, jakby dać samochodowi osobowemu pierwszeństwo przed pociągiem i wierzyć, że wystarczy przepis, by zatrzymać lokomotywę.
Gdzie leży prawdziwy problem?
Nie w kierowcach zawodowych, nie w braku przepisów. Problem leży w edukacji i świadomości zagrożeń.
Uczymy pieszych, że mają pierwszeństwo, ale nie uczymy, ograniczonego zaufania względem innych uczestników ruchu drogowego, jak zachowuje się 40-tonowy zestaw przy hamowaniu.
Nie pokazujemy dzieciom, że kierowca z wysokości kabiny ma ograniczony kąt widzenia.
Nie tłumaczymy, że nawet najlepszy system kamer i luster nie zastąpi zdrowego rozsądku.
W krajach skandynawskich dzieci w szkołach uczą się, jak wygląda droga z perspektywy kierowcy ciężarówki — wchodzą do kabiny, oglądają martwe pola. A gdy ktoś robi prawo jazdy, wszystkie te wartościowe elementy są utrwalane i powielane. A u nas? Nadal robi się akademie ku czci odblasków.
Co można zrobić?
-
Nowoczesne kampanie internetowe, nie telewizyjne — krótkie, autentyczne, zrealizowane we współpracy z kierowcami zawodowymi.
-
Lekcje praktyczne w szkołach — pokazanie dzieciom, jak wygląda droga z kabiny ciężarówki.
-
Ujednolicenie przepisów i zdrowego rozsądku — pierwszeństwo nie powinno oznaczać ślepej wiary w to, że wszyscy wokół nas widzą.
-
Szacunek w obie strony — kierowca ma obowiązek uważać, ale pieszy ma obowiązek nie ryzykować własnego życia.
Podsumowanie
Wypadki z udziałem pieszych to nie tylko liczby w raportach — to tragedie, które często wynikają z błędnych założeń. W Polsce wciąż dominuje przekonanie, że przepis rozwiąże wszystko.
Ale dopóki pieszy nie zrozumie, że na drodze nie ma świętych krów, dopóty będziemy widzieć te same nagłówki o kolejnych potrąceniach.
Bo ciężarówka to nie osobówka. A kierowca zawodowy to nie wróg — to człowiek, który każdego dnia walczy nie tylko z czasem, ale i z przepisami pisanymi przez teoretyków, którzy nigdy nie stali twarzą w twarz z 40-tonową rzeczywistością.
Źródła:
-
Komenda Główna Policji: Wypadki drogowe w Polsce 2024, Warszawa 2025 – statystyka.policja.pl
-
Obserwatorium BRD: Wypadki z ofiarami wśród pieszych na przejściach dla pieszych w Polsce 2017–2023, Warszawa 2024 – obserwatoriumbrd.pl
-
Obserwatorium BRD: Analiza PRZED/PO zmianie w PoRD 2019–2023 – obserwatoriumbrd.pl
-
Prawodrogowe.pl: Kierowcy i piesi – statystyki za rok 2020 – prawodrogowe.pl
-
Demagog.org.pl: Ile osób rocznie ginie w wypadkach na pasach dla pieszych? – demagog.org.pl
Kabina, kawa i coś, co oderwie myśli od tachografu – jeśli tu zaglądasz, to wiesz, o co chodzi.
Masz ochotę dorzucić się na kawę za ten wpis albo po prostu doceniasz to, co robię? Będzie mi miło – w trasie każda kawa smakuje lepiej 😉☕
Jeśli nie chcesz przegapić kolejne wpisy — zasubskrybuj bloga. Formularz znajdziesz na dole strony.
Szerokości, przyczepności i spokojnych kilometrów! 🚛💨
Zostaw komentarz